MISTRZOSTWA ŚWIATA 2025, Boston, USA
Mistrzostwa Świata w Bostonie były dla Sonii i Wiktora ich debiutem na tak prestiżowej arenie. To był test dojrzałości, odwagi i gotowości do wejścia na zupełnie nowy poziom.
Dla zawodników – zderzenie z absolutną światową czołówką.
Dla trenera– kolejne doświadczenie, które pokazało, że sport potrafi być najpiękniejszą lekcją pokory i odwagi jednocześnie.
To był ważny start.
Czułam to od początku.
Czułam też odpowiedzialność – nie tylko za przygotowanie techniczne, ale też za emocje, z którymi moi zawodnicy musieli się zmierzyć.
Bo to nie są tylko przejazdy na punkty.
To są miesiące pracy, poświęcenia, codziennych decyzji, które nie zawsze są proste.
Zaszczytem było spojrzeć z bliska, jak ogromny postęp zrobiły te fenomenalne pary, które dziś tworzą światową czołówkę.
Każda z nich inna.
Każda niesamowicie dopracowana.
Niebywale dojrzali zawodnicy – niektórzy nawet o kilkanaście lat starsi od Sonii – prezentowali swoje programy z niebywałą lekkością, precyzją i… świadomością. Tą, która płynie z doświadczenia, z wielu lat pracy, sezonów wzlotów i upadków.
A obok nich – młodzież, która z ogromnym apetytem wbija do światowej czołówki, z odwagą i energią świeżości, z pasją, która porywa wielu.
Właśnie w tej różnorodności tkwi piękno tego sportu.
Z podziwem doceniam kawał absolutnie fantastycznej pracy, jaki z pasją, uważnością i wrażliwością wykonują moi koledzy trenerzy.
Każdy z nich szuka indywidualnych rozwiązań, eksperymentuje, przesuwa granice kreatywności i precyzji.
Dzięki temu ten sport się rozwija.
Dzięki temu możemy oglądać taniec, który porusza i inspiruje.
A sport się zmienia.
I my – trenerzy – powinniśmy być jeszcze bardziej czujni, elastyczni, uważni.
To dla mnie zaszczyt – być częścią tej społeczności.
I zaszczyt – towarzyszyć Sofiia Dovhali i Wiktor Kulesza w tej drodze.
Wiem, jak bardzo chcieli pojechać dobry program.
I pojechali.
Ze spokojem, zaangażowaniem i wielką pokorą wobec tego, co się wydarza.
To był ich pierwszy krok na wielkiej scenie.
I choć nie był idealny – był odważny, czysty i prawdziwy. A to najlepszy fundament, na którym można budować dalej.
Jestem ogromnie wdzięczna, że mogłam tego doświadczyć z tak bliska. Nie tylko obserwować, ale być częścią.
To uczy pokory – i odwagi.
Widzę, gdzie jesteśmy.
I wiem, ile pracy jeszcze przed nami.
Ale wiem też, że mamy zespół, który wie, po co to robi. Że są wokół nas ludzie, którzy kibicują i wspierają – także w tych najtrudniejszych momentach.
Dla mnie Boston był lustrem.
Pokazał mi jasno, nad czym musimy pracować. Jakie elementy wymagają stabilizacji, co trzeba wzmocnić, co dopracować. Czego brakuje – zarówno w elementach technicznych, w samej technice jazdy, jak i w wyrazistości i dynamice programów.
Zobaczyłam, ile jeszcze pracy przed nami.
Ale to właśnie dzięki takim chwilom – mam szansę rozwijać się mądrzej.
To cenna wiedza.
Zabieram ją do domu jako punkt wyjścia do planowania kolejnego sezonu. Wyznaczyłam sobie i zawodnikom konkretne cele – nie tylko po to, by gonić innych, ale by rozwijać się z jeszcze większą świadomością i precyzją.
Wróciłam z planem.
I ogromną motywacją do dalszej pracy.
Nie mogłabym tego wszystkiego przeżyć, gdyby nie moi zawodnicy. Sonia i Wiktor pokazali ogrom pracy, skupienia i odwagi.
Wiem, ile kosztował ich każdy dzień przygotowań.
Jak bardzo chcieli. I jak wiele już osiągnęli.
Boston był pełen wzruszeń – tych radosnych, i tych gorzkich. Zawodnicy z czołówki, których nie zobaczyliśmy w finale. Parom z medalowym potencjałem zdarzały się błędy, które przekreślały miesiące pracy. Pojawiły się łzy, niedowierzanie.
A z drugiej strony – triumfy, które zaskoczyły wielu.
Bo w tych kilku minutach programów zamknęły się nie tylko miesiące ciężkiej pracy.
Czasem także marzenia.
To pokazuje, że sport nie zna gwarancji.
Że każdy start jest nowym początkiem.
I właśnie za to kocham ten sport – za jego prawdę.
Za to, że uczy nas nie tylko zwyciężać, ale i podnosić się po chwilach niedosytu. Za to, że przypomina, jak bardzo warto być gotowym – nie tylko na sukces, ale i na drogę.
Bo sport jest tak bardzo nieprzewidywalny.
I to właśnie w tej nieprzewidywalności – jest coś absolutnie poruszającego.
Wróciłam z konkretnym planem i ogromną chęcią do dalszej pracy.
Bo ten debiut to nie tylko punkt w kalendarzu.
To początek czegoś ważnego. I jestem ogromnie wdzięczna, że mogę być częścią tej podróży.
Dziś dziękuję Sonii i Wiktorowi – za odwagę. Za codzienną obecność, determinację i zaufanie.
Dziękuję całemu zespołowi – każdej osobie, która dorzuca swoją cegiełkę.
I Wam – za każde słowo wsparcia, każdy sygnał, że jesteście z nami.
Boston był lekcją.
Ale też przypomnieniem, że jesteśmy na dobrej drodze.
I właśnie tam – z pełną świadomością – chcemy dalej patrzeć.
W stronę przyszłości.
W kierunku jazdy.
ICEskatERA w Bostonie:
- Sofiia Dovhal i Wiktor Kulesza – 51.87